poniedziałek, 1 kwietnia 2013

I rozdział

Ostatni tydzień nie był normalny. Codziennie miałam inny kolor tęczówek- raz fioletowy, niebieski, czerwony... Woda przy mnie leje się strasznie, powietrze szaleje, ogień bucha, a raz, gdy byłam w parku ziemia się otworzyła... Wszystkie te żywioły szaleją gdy jestem w pobliżu... Ale pewnie to tylko jakiś zbieg okoliczności, no bo co innego ? Ale dzisiaj w ten wspaniały dzień nie mam zamiaru o tym myśleć...
Obudziły mnie promienie słońca. Dziś taki słoneczny dzień... Ale nawet, jeśli byłaby burza to i tak nie zepsułaby mi tego dnia. Co to za okazja ? Może to I dzień lata, albo moje 16 urodziny.. Raczej urodziny... Spojrzałam na wielki zegar, wiszący nad biurkiem. Dochodziła godzina 10. Zwlekłam się z łóżka i zajrzałam do szafy. Po chwili namyślenia wyciągnęłam z niej szorty w kwiaty i beżową bluzkę. Szybko wcisnęłam się w ubrania i spięłam włosy w luźnego koka. Została jeszcze tylko poranna toaleta. Wbiegłam do łazienki i umyłam zęby. O dziwo, nie było słychać płaczu Suzie, która zazwyczaj o tej porze beczy o jedzenie. Wyszłam po cichu z łazienki i zeszłam po schodach do kuchni. Cisza... Czyżby nikogo nie było w domu ? Zajrzałam do innych pomieszczeń. Pustka. Nawet psiak nie przyszedł się przywitać. Postanowiłam się tym nie zamartwiać tylko zaczerpnąć świeżego powietrza. Wyjęłam brązowe vansy z szafki i  je założyłam. Podeszłam do drzwi balkonowych i odsłoniłam okna. Chwyciłam za klamkę i przesunęłam ją w prawo. Gdy moje obie nogi stanęły na werandzie usłyszałam.
- Wszystkiego najlepszego !- rodzice, siostry, Rose i Jake wyleźli zza krzaków.
Na mojej twarzy pojawił się wielki banan. W ogóle nie spodziewałam się tego. Powoli każdy z wymienionych zaczął do mnie podchodzić i składać życzenia. Najpierw byli to rodzice:
- Córeczko, my ci życzymy dużo zdrowia, szczęścia i wyrozumiałości...- uśmiechnęli się.- Od nas prezent dostaniesz, jak ściemnieje, dobrze ?
- Dziękuję.- odwzajemniłam uśmiech.
Po nich podeszła Rebecca z Suzi.
- A więc my, życzymy tobie tego jedynego, co cię pokocha taką jaką jesteś, uśmiechu na twarzy i zdrowia.- dały mi całusa w policzek i kopertę
- A ja, droga przyjaciółko życzę Ci bananów na twarzy, wielu ciekawych przygód no i tam, tego zdrowia.- mocno mnie przytuliła Rose.
Ostatni była Jake, który wręczył mi bukiet kwiatów i szepnął do ucha:
- Wszystkiego najlepszego...
- Dzieciaki, chodźcie na ciasto i szampana !- krzyknął tata krojąc tort.
- Dzięki.- uśmiechnęłam się do przyjaciela.
- Za co ?- zdziwił się.
- Za to, że jako jedyny nie robiłeś wykładów o szczęściu i zdrowiu.- uśmiechnęłam się.
- Zawsze do usług.
Impreza urodzinowa trwała do 15. Pożegnałam wszystkich gości, oprócz własnej rodziny oczywiście. Zabrałam się za rozpakowywanie prezentów. Od Rebecci dostałam kartkę urodzinową i 200 zł. Uu, szykują się zakupy, pomyślałam. Z torby na prezenty wyjęłam książkę pt. 'Wybrani.' Ona zawsze wie, czego mi trzeba, pomyślałam o Rose.
- Maggie, zejdź do nas na chwilę.- krzyknęła mama.
Zbiegłam po schodach do salonu.
- Czy coś się stało ?- spytałam.
- Nie, dlaczego ?- powiedziała mama.
- Masz taki zdenerwowany głos...
- Zdaje ci się.- uśmiechnęła się.
Po chwili do salonu weszli tata i Rebecca. Tata trzymał w ręku wielką księgę.
- Maggie, to jest nasz prezent dla ciebie- podał mi księgę.
Otworzyłam ją. Co prawda była trochę stara, i zakurzona, ale lubię takie klimaty. Po paru minutach spytałam:
- Czary ? A gdzie różdżka ?
- Mag, musimy ci o czymś powiedzieć.- powiedziała poważnym tonem mama i spojrzała na moją siostrę.
- Pamiętasz, jak skarżyłaś mi się o dziwne rzeczy, jakie ci się przytrafiały ?
- No pamiętam, a co ?- zaczęłam się bać.
- To nie były przypadki. To się działo z twojego powodu, właściwie, to się miało dziać. Bo widzisz, my nie jesteśmy normalni... My jesteśmy magiczna rodziną. Jak i wiele rodzin z tego miasta.
- Że niby czarodziej i czarodziejka ?- spytałam.
- Dokładnie.
Wybuchłam śmiechem.
- Chyba się wam dni pomyliły. Prima Aprillis był 1 kwietnia !
- Maggie, my nie żartujemy.. To jest poważna sprawa.
Spoważniałam i... chyba zaczęłam im wierzyć.
- Każda czarodziejka dowiaduje się o tym w 16 urodziny. Zazwyczaj dostaje tylko jeden żywioł, ale ty jesteś wyjątkiem. I tylko taka osoba jak ty może pokonać zło.
- Że niby ja jestem czarodziejką ?- spytałam.
- Jak większość mieszkańców tego miasta. To miasto jest magiczne.
- Ale wy też...?
Rebecca rozłożyła dłoń, a nad nią pojawił się płomyk ognia. Tata wziął szklankę z wodą i zrobił tak, że woda lewitowała. Mama sprawiła, że zmarły kwiat nagle ożył.
- A ty moja droga, masz je wszystkie cztery. Wodę, ogień, ziemię i powietrze. Tylko jeszcze musisz się nauczyć nad nimi panować. Zanim zło powróci...- powiedział tata
- Teraz każdy dzień będzie poświęcony na naukę. Będziesz uczyła się zaklęć i żywiołów.- poklepała mnie po ramieniu mama.
- Przeczytaj proszę tą księgę.- uśmiechnęła się do mnie siostra.
- Świetnie, zaczęły się wakacje, a ja będę musiała się uczyć !- zaśmiałam się.
Wzięłam księgę pod pachę i poszłam do pokoju. Położyłam się na łóżku i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że jestem czarodziejką.
- Można ?- spytała Rebecca.
- Pewnie.
Becca usiadła na łóżku.
- Skoro tata mówił, że większość osób z tego miasta, to czy Rose też ?
- Nie wiem.
___________________________________________________
I rozdział wyszedł mi dość długi. Czy inne takie będą ? Nie wiem, ale się postaram. Mam nadzieję, że ta część was zaciekawi i będziecie czytali inne rozdziały. Następny rozdział najprawdopodobniej jutro !

6 komentarzy: